czwartek, 13 grudnia 2012

Recenzja: Maybelline, Dream Matte Mousse (piankowy podkład matujący)

Tego podkładu używam (z przerwami) w zasadzie od momentu, gdy pojawił się na rynku. Zaciekawiła mnie jego konsystencja oraz obiecany efekt matujący, którego moja strefa "T" bardzo potrzebuje. Postanowiłam go wypróbować i właśnie rozpoczęłam moje trzecie opakowanie.



Co mówi producent:
Lekki podkład w formie pianki.
Zapewnia doskonałe krycie, niezawodny mat, niezwykły komfort noszenia i utrzymuje się wiele godzin.
Dzięki polimerom silikonowym wygładza cerę i nie czuć go na twarzy!
Opakowany w ładny słoiczek.

Cena:
ok. 41 zł / 18 ml - dość drogo, ale jak na Maybelline to niezbyt wygórowana cena.

Opakowanie:
Szklany słoiczek z plastikową nakrętką. Opakowanie jest ładne i oryginalne, ale bardzo ciężkie, co utrudnia noszenie go w kosmetyczce i podróżowanie z nim. Jak na razie nie udało mi się go jeszcze upuścić - nie wiem, jak by się to skończyło. Szkło jest bardzo grube, przez co opakowanie jest o wiele masywniejsze niż wymaga tego produkt - sądzę, że lepszym pomysłem byłby zwykły plastikowy słoiczek typowy dla kremów. Jednak na pewno zwiększa to jego trwałość, bo z żadnym opakowaniem jeszcze nic mi się nie stało.

Konsystencja:
Tak jak wskazuje nazwa, jest to lekki mus przypominający piankę, coś jak mus czekoladowy chętnie jadany na deser. Bardzo przyjemny w dotyku, mogłabym godzinami siedzieć z ręką w słoiczku i bawić się nim :-) Na twarzy również jest bardzo przyjemny, rozsmarowanie nie sprawia problemów - ja robię to palcami, sądzę że pędzlem byłoby trudniej bo na pewno podkład bardzo by się na nim osadzał. Generalnie ze względu na konsystencję ten podkład jest bardzo "czepliwy" i jest go dość trudno zetrzeć z rąk (i ubrań...), ale fajnie stapia się ze skórą i - tak, jak obiecuje producent - nie czuć go na twarzy. Ja mam cerę mieszaną, skłonną do zmian trądzikowych, z bardzo tłustą strefą "T". W zasadzie każdy podkład czuję na twarzy już po godzinie, tak jakbym miała na niej maskę - bardzo przykre uczucie. Przy Dream Matte Mousse tego nie ma, z czego jestem bardzo zadowolona. 

Wydajność:
Celuję, że przy codziennym użytkowaniu jedno opakowanie starcza na ok. 8-9 miesięcy. Mimo, że pojemność nie jest duża, bo to tylko 18 ml, to jednak wystarczy naprawdę odrobina nałożona na palce, żeby pokryć całą twarz. Cienka warstwa jest koniecznością przy tym produkcie, ale rozprowadzanie przy tej konsystencji to sama przyjemność, dlatego wydajność podkładu jest naprawdę spora.

Efekt matujący:
Z moją tłustą strefą "T" radzi sobie doskonale! Byłam w szoku, ale (lekko przypruszony pudrem) nawet w dni, kiedy jestem aktywna i biegam to tu, to tam, matuje spokojnie na ok. 6-7 godzin. Po tym wystarczy zdjąć nadmiar sebum chusteczką i można biec dalej - efekt matujący jest naprawdę zadowalający.

Krycie:
I tu zaczynają się schody... Krycie jest w zasadzie zerowe. Co prawda podkład daje przepiękny aksamitny efekt na skórze, ale kompletnie nie nadaje się dla osób z jakimikolwiek problemami skórnymi. Kiedy moja cera była piękna i gładka świetnie radził sobie z wyrównaniem kolorytu i matowieniem - w końcu taka jego rola. Teraz, kiedy mam problemy z bliznami i zmianami trądzikowymi, efekt "przed" i "po" jest taki:



Co prawda nie mogę się czepić właśnie równania kolorytu, bo robi to fantastycznie, to co zostawia na skórze (czyli piękne, aksamitne wykończenie) również jest doskonałe. Natomiast kompletnie nie nadaje się do przykrywania jakichkolwiek zmian, czy nierówności - widzicie same, jak podkreśla suche miejsca. Choć nieco przykrywa moje blizny i chętnie korzystam z tej opcji, to jednak te podkreślone suche skórki dają nieprzyjemny efekt. Za krycie i podkreślanie nierównych partii - spory minus. Jest to produkt przeznaczony do skóry mieszanej i tłustej, które na ogół mają skłonności do zmian, dlatego według mnie powinien sobie lepiej radzić z takimi "niespodziankami".

Wytrzymałość:
Daje radę przez cały dzień - nie znika z twarzy (przynajmniej mojej, bo słyszałam różne opinie), ale niestety trochę brudzi, więc według mnie nie nadaje się do malowania szyi czy dekoltu. Długość efektu matu również jest zadowalająca.

Podsumowując - jest to podkład przeznaczony dla osób, których jedynym problemem jest nieco nierówny koloryt i świecenie cery. W takiej sytuacji jest perfekcyjny - dobrze matuje, świetnie wygląda na twarzy i jest bardzo przyjemny w użytkowaniu. Jeśli macie nierówną skórę, przesuszone partie twarzy, duże przebarwienia lub skłonności do trądziku - raczej nie polecam. Ten produkt długo był moim KWC, jednak żeby móc się nim w pełni cieszyć muszę zrobić porządek ze swoją twarzą, bo na razie nie jest dla mnie. Generalnie uważam, że jest jak mało który podkład wart swojej ceny. To najlepszy z podkładów Maybelline, jakie miałam przyjemność  sprawdzić na swojej twarzy.

Moja ocena:
8/10

2 komentarze:

  1. Takie podklady sa fajne bo i efekt matujacy fajny ale neistety nie beda one nigdy kryjace bezuzycia koretkora nie przejdzie neistety

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbowałam kilku korektorów, ale żaden się u mnie niestety nie sprawdził - trudno mi trafić na coś godnego polecenia i w miarę taniego. Zastanawiam się teraz nad kamuflażami z Kryolanu, które widziałam u LadyMakeUp, ale nie wiem czy nadają się na co dzień.

      Usuń