wtorek, 18 grudnia 2012

Miła niespodzianka od perfumerii Douglas :-)

W wakacje po raz pierwszy zrobiłam małe zakupy w jednej z perfumerii Douglas - kupowałam tam prezent dla TŻ. Zdziwiłam się nieco, gdy wyjęłam dziś ze skrzynki list od tej sieci. Gdy go otworzyłam, moim oczom ukazał się ładny liścik rozpoczynający się słowami:

Szanowna Pani,
z okazji Pani urodzin, w załączeniu przesyłam Pani drobny upominek od Perfumerii Douglas...

Moje zaskoczenie było ogromne! Otrzymałam od sieci bon rabatowy na zakupy w wybranej perfumerii i kupon rabatowy na zakupy online, oba w wysokości -10%. Szybko skojarzyłam, że podczas wakacyjnych zakupów dałam się namówić na założenie karty Douglasa, ale nie sądziłam, że idą za tym jakieś realne korzyści - jak się okazało byłam w błędzie :-) Mimo, że urodziny mam dopiero w piątek, humor bardzo mi się poprawił. Nie wiem, czy wykorzystam swój prezent, ale perfumerie Douglas mają u mnie od dzisiaj duży plus za podejście do klienta. Uwielbiam być rozpieszczana!


czwartek, 13 grudnia 2012

Recenzja: Maybelline, Dream Matte Mousse (piankowy podkład matujący)

Tego podkładu używam (z przerwami) w zasadzie od momentu, gdy pojawił się na rynku. Zaciekawiła mnie jego konsystencja oraz obiecany efekt matujący, którego moja strefa "T" bardzo potrzebuje. Postanowiłam go wypróbować i właśnie rozpoczęłam moje trzecie opakowanie.



Co mówi producent:
Lekki podkład w formie pianki.
Zapewnia doskonałe krycie, niezawodny mat, niezwykły komfort noszenia i utrzymuje się wiele godzin.
Dzięki polimerom silikonowym wygładza cerę i nie czuć go na twarzy!
Opakowany w ładny słoiczek.

Cena:
ok. 41 zł / 18 ml - dość drogo, ale jak na Maybelline to niezbyt wygórowana cena.

Opakowanie:
Szklany słoiczek z plastikową nakrętką. Opakowanie jest ładne i oryginalne, ale bardzo ciężkie, co utrudnia noszenie go w kosmetyczce i podróżowanie z nim. Jak na razie nie udało mi się go jeszcze upuścić - nie wiem, jak by się to skończyło. Szkło jest bardzo grube, przez co opakowanie jest o wiele masywniejsze niż wymaga tego produkt - sądzę, że lepszym pomysłem byłby zwykły plastikowy słoiczek typowy dla kremów. Jednak na pewno zwiększa to jego trwałość, bo z żadnym opakowaniem jeszcze nic mi się nie stało.

Konsystencja:
Tak jak wskazuje nazwa, jest to lekki mus przypominający piankę, coś jak mus czekoladowy chętnie jadany na deser. Bardzo przyjemny w dotyku, mogłabym godzinami siedzieć z ręką w słoiczku i bawić się nim :-) Na twarzy również jest bardzo przyjemny, rozsmarowanie nie sprawia problemów - ja robię to palcami, sądzę że pędzlem byłoby trudniej bo na pewno podkład bardzo by się na nim osadzał. Generalnie ze względu na konsystencję ten podkład jest bardzo "czepliwy" i jest go dość trudno zetrzeć z rąk (i ubrań...), ale fajnie stapia się ze skórą i - tak, jak obiecuje producent - nie czuć go na twarzy. Ja mam cerę mieszaną, skłonną do zmian trądzikowych, z bardzo tłustą strefą "T". W zasadzie każdy podkład czuję na twarzy już po godzinie, tak jakbym miała na niej maskę - bardzo przykre uczucie. Przy Dream Matte Mousse tego nie ma, z czego jestem bardzo zadowolona. 

Wydajność:
Celuję, że przy codziennym użytkowaniu jedno opakowanie starcza na ok. 8-9 miesięcy. Mimo, że pojemność nie jest duża, bo to tylko 18 ml, to jednak wystarczy naprawdę odrobina nałożona na palce, żeby pokryć całą twarz. Cienka warstwa jest koniecznością przy tym produkcie, ale rozprowadzanie przy tej konsystencji to sama przyjemność, dlatego wydajność podkładu jest naprawdę spora.

Efekt matujący:
Z moją tłustą strefą "T" radzi sobie doskonale! Byłam w szoku, ale (lekko przypruszony pudrem) nawet w dni, kiedy jestem aktywna i biegam to tu, to tam, matuje spokojnie na ok. 6-7 godzin. Po tym wystarczy zdjąć nadmiar sebum chusteczką i można biec dalej - efekt matujący jest naprawdę zadowalający.

Krycie:
I tu zaczynają się schody... Krycie jest w zasadzie zerowe. Co prawda podkład daje przepiękny aksamitny efekt na skórze, ale kompletnie nie nadaje się dla osób z jakimikolwiek problemami skórnymi. Kiedy moja cera była piękna i gładka świetnie radził sobie z wyrównaniem kolorytu i matowieniem - w końcu taka jego rola. Teraz, kiedy mam problemy z bliznami i zmianami trądzikowymi, efekt "przed" i "po" jest taki:



Co prawda nie mogę się czepić właśnie równania kolorytu, bo robi to fantastycznie, to co zostawia na skórze (czyli piękne, aksamitne wykończenie) również jest doskonałe. Natomiast kompletnie nie nadaje się do przykrywania jakichkolwiek zmian, czy nierówności - widzicie same, jak podkreśla suche miejsca. Choć nieco przykrywa moje blizny i chętnie korzystam z tej opcji, to jednak te podkreślone suche skórki dają nieprzyjemny efekt. Za krycie i podkreślanie nierównych partii - spory minus. Jest to produkt przeznaczony do skóry mieszanej i tłustej, które na ogół mają skłonności do zmian, dlatego według mnie powinien sobie lepiej radzić z takimi "niespodziankami".

Wytrzymałość:
Daje radę przez cały dzień - nie znika z twarzy (przynajmniej mojej, bo słyszałam różne opinie), ale niestety trochę brudzi, więc według mnie nie nadaje się do malowania szyi czy dekoltu. Długość efektu matu również jest zadowalająca.

Podsumowując - jest to podkład przeznaczony dla osób, których jedynym problemem jest nieco nierówny koloryt i świecenie cery. W takiej sytuacji jest perfekcyjny - dobrze matuje, świetnie wygląda na twarzy i jest bardzo przyjemny w użytkowaniu. Jeśli macie nierówną skórę, przesuszone partie twarzy, duże przebarwienia lub skłonności do trądziku - raczej nie polecam. Ten produkt długo był moim KWC, jednak żeby móc się nim w pełni cieszyć muszę zrobić porządek ze swoją twarzą, bo na razie nie jest dla mnie. Generalnie uważam, że jest jak mało który podkład wart swojej ceny. To najlepszy z podkładów Maybelline, jakie miałam przyjemność  sprawdzić na swojej twarzy.

Moja ocena:
8/10

piątek, 7 grudnia 2012

Poppins walczy o piękną cerę!

Niemal pół roku nieobecności na blogu - ale co tam! Wszystko to spowodowane i życiowymi zawirowaniami, i brakiem nowych makijaży. W zasadzie przestałam się malować odkąd walczę o piękną cerę, a że walka jest ciężka i nierówna, to zajmuje niestety wiele czasu...

Na ostateczną walkę wybrałam się do dermatologa 27 listopada. Wybrałam panią doktor, która pomogła mi się uporać z trądzikiem 2-3 lata temu, czyli wtedy, gdy poprzednio miałam z nim problemy. Stan mojej skóry był już bardzo poważny, doszło do tego że niemal wstydziłam się wyjść z domu... :-( Pani doktor spojrzała na mnie i bez namysłu zaczęła wypisywać recepty.

Leki, którymi walczę:





Efekty są widoczne gołym okiem po naprawdę krótkim czasie. Na razie nie jest idealnie, ale na pewno jest coraz lepiej! Dzisiaj skończyłam jedno opakowanie antybiotyku (który notabene jest wskazany również na dżumę, wąglik i cholerę, co mnie rozbawiło i przeraziło równocześnie ;-)), a 26 grudnia wybieram się na ponowną wizytę i będziemy działać dalej. Na razie rozglądam się za jakimś fajnym antybakteryjnym podkładem - jeśli taki znajdę, to na pewno wkrótce wrzucę jakiś nowy makijaż.

Na razie pozdrawiam serdecznie i życzę cierpliwości w oczekiwaniu na nową notkę :-) Buziaki!

niedziela, 12 sierpnia 2012

Przepraszam i wyjaśniam

W związku z lipcowymi wakacyjnymi rozjazdami i z postępującymi problemami z trądzikiem póki co w zasadzie się nie maluję - stąd brak nowych notek i wrzutów na wizażu :-) Jak tylko ogarnę swoją cerę (termin u dermatologa udało mi się zaklepać dopiero na 24 sierpnia, ach ten NFZ...) wkleję coś nowego, a w międzyczasie pomyślę nad jakąś ciekawą recenzją, więc proszę o cierpliwość ;-)

Póki co dzielę się z Wami epickim widokiem spotkanym w jednej z uliczek w malowniczym Gelsenkirchen:

Do zobaczenia! :-)

sobota, 16 czerwca 2012

Ultra Soft

Witajcie! Dzisiaj chcę Wam pokazać mój codzienny makijaż oczu. W taki właśnie sposób najczęściej maluję się na co dzień (zmieniam tylko kolor dolnej powieki żeby nie było nudno). Jest to zdecydowanie najbardziej delikatny makijaż w jakim wyglądam dobrze (analogiczny jest tylko brak makijażu, przy którym też nie jest tak źle ;-)) i uważam, że świetnie sprawdza się na co dzień.

Nie mam dzisiaj czasu na dłuższą notkę bo sobota = porządki domowe :-) Lecę więc pomóc w tym mamie i zostawiam Was ze zdjęciami.




Miłego dnia!

niedziela, 10 czerwca 2012

Recencja: sypki puder matujący StarGazer

Jakiś czas temu kupiłam ten puder i byłam bardzo ciekawa efektów. Przede wszystkim dlatego, że dotychczas żaden puder w pełni mnie nie zadowolił - mam cerę mieszaną z bardzo tłustą strefą T i przez to prawdziwą obsesję na punkcie matowej cery. A ponieważ żaden podkład nie dał mi w 100% zamierzonego efektu (aż do niedawna, ale o tym w innej notce), postawiłam na dobry puder. I tak kupiłam mój pierwszy sypki puder matujący firmy StarGazer.


Używam tego pudru od kilku tygodni.

Co mówi producent:
Transparentny, sypki puder matujący - Idealny do wykończenia makijażu.
Łatwo się rozprowadza i długo utrzymuje na skórze.
Długotrwale matuje skórę i nadaje jej jedwabisty wygląd.
Wygładza cerę i tuszuje jej drobne niedoskonałości.
Idealnie komponuje się z naturalnym odcieniem karnacji.
Aksamitnie gładka, pozbawiona nieestetycznego blasku cera wygląda świeżo i naturalnie.

Cena:
22,99 zł / 6 g - jak dla mnie bomba, bo z reguły nie wierzę w kosmetyki za kilka złotych, ale nie jest drogi.

Opakowanie:
Niewielki plastikowy słoiczek z ładną czarną nakrętką. Opakowanie jest superszczelne - nic nie ma prawa się wysypać. W środku mamy nakładkę na słoiczek z niewielkimi dziurkami - przez nie wysypujemy pożądaną ilość pudru "na wierzch" pudełeczka. Nakładka ta jest fabrycznie zaklejona folijką, którą należy zedrzeć z dziurek (można do prawda zaklejać po każdym użyciu, ale ja tego nie robię) i jest ona zdejmowana. Puder z łatwością mieści się w bardziej obszernej kosmetyczce. Słoiczek jest bardzo wytrzymały i przeżył niejeden upadek z dużej wysokości praktycznie bez szwanku - nie zaliczył żadnych pęknięć.

Konsystencja:
Jak to przy sypkim pudrze - delikatny, aksamitny proszek. Dość mocno się osypuje, ale jego aksamitna konsystencja jest bardzo przyjemna dla skóry. Puder można zatem nakładać zarówno pędzlem (tak, jak ja to robię) jak i gąbeczką.



Wydajność:
Według mnie puder jest wydajny. Wystarczy nałożyć odrobinę żeby uzyskać zadowalający efekt matujący. Jednak z uwagi na to, że bardzo się obsypuje, zapewne połowy nie zużyję tylko rozsypię ;) Traktuję to jednak jako coś naturalnego przy tego typu kosmetykach, więc tutaj moja ocena jest na plus.

Efekt matujący:
Nie jest to efekt super-matte, którego się spodziewałam - zapewne głównie z powodu konsystencji. Jednak efekt jest zadowalający, brzydkie świecenie się skóry znika, a pojawia się delikatny zdrowy połysk.

Wytrzymałość:
Stosunkowo słaba. Przy mojej cerze zaczynam się świecić już po ok. 3 godzinach. Szybka poprawka to nie problem, ale miałam nadzieję na coś lepszego.

Podsumowując - całkiem porządny puder. Nie będzie to mój KWC ze względu na krótką wytrzymałość i dość trudną dostępność (ja muszę go zamawiać przez Internet), ale na pewno go skończę. Jest to świetna alternatywa dla droższych pudrów, jeśli ktoś nie ma dużego problemu z tłustą cerą lub ma czas na regularne poprawki w ciągu dnia.

Moja ocena:
7/10

piątek, 1 czerwca 2012

Ćwiczenia w rozcieraniu - makijaż inspirowany kat0su

Do stworzenia tego makijażu zainspirował mnie filmik kat0su pt. Zieleń wieczorową porą. Zaczynam ciężką pracę nad nauką poprawnego rozcierania cieni (głównie na górze, bo z łączeniem kolorów idzie mi już w miarę) i mam zamiar ćwiczyć codziennie jeśli się uda :-)

Poza tym jestem cała podekscytowana, ponieważ czekam właśnie na mój pierwszy Revlon Color Stay! Jestem bardzo ciekawa tego podkładu i choć chyba każda szanująca się miłośniczka makijażu ma go już w swojej kosmetyczce, na pewno dodam swoją recenzję. Ciekawa jestem zwłaszcza tego, jak poradzi sobie z matowieniem mojej twarzy.

Kupiłam sobie dzisiaj mydło pod prysznic z Ziaji o zapachu pomarańczy, które polecała na YouTube użytkowniczka OnTheLineWithAlex i je również z chęcią wypróbuję. Na razie tylko sprawdziłam zapach i ten jest bardzo na plus.

Zapraszam do obejrzenia moich dzisiejszych ćwiczeń z zielenią Inglota i brązem Sleeka (który mnie baaardzo rozczarował w stosunku do innych kolorów z paletki Oh So Special...). Muszę przyznać, że odkąd zamiast eyelinera zaczęłam używać na mokro czarnego cienia, a do malowania kresek używam skośnego pędzelka, maluje mi się je o niebo lepiej i do eyelinera w buteleczce na pewno nie wrócę. Za to żelowy jest na mojej liście kosmetycznych zakupów, muszę jeszcze tylko wybrać firmę :-)



Pozdrawiam Was i życzę dobrej nocy :-)


poniedziałek, 21 maja 2012

Oh, So Special Evening!

Chwilowy koniec zmartwień - matura już za mną, na 99% zakończona wynikiem pozytywnym :) Dzięki temu póki co mam czas na snucie planów wakacyjnych i beztroskie wakacje (przynajmniej przed rekrutacjami na studia).

Z tej okazji wymalowałam coś nowego - tym razem jest to makijaż wieczorowy stworzony przy pomocy paletki Sleek o wdzięcznej nazwie Oh So Special. Używam jej na co dzień do codziennych, delikatnych makijażów ze względu na przewagę przyjemnych, pastelowych barw, jednak dzisiaj nabrałam ochoty na wykorzystanie odważnych błyszczących kolorów, które zawiera.




Naturalnie postaram się w okresie wakacyjnym dodawać nowości częściej niż dotychczas. W następnym poście prawdopodobnie zamieszczę recenzję mojego najnowszego nabytku - pudru matującego StarGazer.

Miłego dnia! :)

poniedziałek, 7 maja 2012

Flagi: Deutsch macht Spaß!

Zauważyłam, że nie wkleiłam tu jeszcze jednego makijażu który robiłam już jakiś czas temu, a który zalega mi na dysku. Ponieważ jestem aktualnie w trakcie matur (zostało mi jeszcze 5 egzaminów - od jutra do piątku po jednym i jeszcze jeden w poniedziałek), nie mam za bardzo czasu, żeby stworzyć coś nowego, więc muszę się posiłkować starociami. Zostawiam Wam więc makijaż inspirowany niemiecką flagą jako początek serii "Flagi", w ramach której chcę wymalować flagi moich ulubionych państw ;) Jeszcze w maju postaram się dodać kilka innych prac tego typu.

A póki co zostawiam Was z tym, pozdrawiam i proszę o trzymanie kciuków na jutrzejszej matematyce (brr) :)



wtorek, 1 maja 2012

TAG: 11 pytań


Zasady:

 1. Każda oznaczona osoba musi odpowiedzieć na 11 pytań przyznanych im przez ich "Tagger" i odpowiedzieć na nie na swoim blogu.
 2. Następnie wybierasz 11 nowych osób do tagu i połącz je w swoim poście (tak jak na blogu EyeGraffiti). 3. Utwórz 11 nowych pytań dla osób oznaczonych w TAGu i napisz je w swoim TAGowym poście. 4. Wymień w swoim poście osoby, które otagowałaś !!! 5. Nie oznaczaj ponownie osób, które już są oznakowane.




Zostałam otagowana przez elpiss87. Oto jej pytania wraz z moimi odpowiedziami:


1. Dlaczego zaczęłaś bloggować?
Bloguję już od kilku ładnych lat - pierwszego bloga założyłam jakieś 7 lat temu. Tego bloga założyłam głównie dlatego, że pozazdrościłam mojej siostrze :) Poza tym pomyślałam, że to będzie dobre miejsce do prezentowania swoich makijaży i przemyśleń na temat urody i kosmetyków.


2. Kim chciałaś zostać jak byłaś mała?
Moje pierwsze marzenie było typowe dla małej dziewczynki - chciałam zostać modelką. Gdy okazało się, że natura poskąpiła mi wzrostu, zaczęłam marzyć o byciu kurą domową :D


3. Bez jakiej rzeczy nie możesz się obejść, i musisz ją mieć zawsze w torebce?
Zdecydowanie jest to telefon komórkowy. Muszę zawsze mieć możliwość skontaktowania się z dowolną osobą.


4. Jaką książkę chciałabyś mi polecić na długi weekend?
Trudno powiedzieć w oparciu o weekendowy wypoczynek, bo lubię raczej literaturę cięższego kalibru. Każdemu polecam jednak Oskara i panią Różę autorstwa Erica-Emmanuela Schmitta.


5. Długie włosy vs. Krótkie włosy?
Zależy, co komu pasuje. Jeśli jednak włosy są zdrowe, mocne i pasują do właścicielki, to zdecydowanie długie.


6. Twój ulubiony kosmetyk?
Nie mam jednego ulubionego kosmetyku. Od dłuższego czasu nie rozstaję się jednak z żelami do mycia twarzy typu 3w1 i z maskarami Maybelline.


7. Czy jesteś od czegoś uzależniona?
Niestety tak - palę papierosy. Poza tym zbyt dużo czasu spędzam w sieci, więc to w jakimś stopniu też pewnie jest uzależnienie.


8. Kto Cię inspiruje?
Inspiracją jest dla mnie każdy człowiek, który z uśmiechem na ustach przyjmuje przeciwności losu i nie poddaje się w dążeniu do osiągnięcia swoich celów.


9. Lubisz uczyć się języków obcych?
Uwielbiam. Byłam w liceum w klasie lingwistycznej i dotychczas jako-tako opanowałam trzy języki obce (ale mam nadzieję z biegiem czasu poznać angielski i niemiecki na zaawansowanym poziomie). Mam jeszcze chrapkę na szwedzki, bo bardzo mi się podoba.


10. Twoje ulubione miejsce..?
Jestem domatorką i moim ulubionym miejscem jest mój dom. Drugim takim miejscem, w którym świetnie się czuję jest Magiel, czyli szkoła tańca, w której trenuję i w której spotykam wspaniałych ludzi.


11. Twoja życiowa pasja?
Aktualnie główny nacisk kładę na wizaż, jednak moją pasją jest jeszcze taniec orientalny. Poza tym uwielbiam jeździć konno.




Kolej na moje pytania:


1. Ile lat miałaś, gdy zaczęłaś się malować?
2. Czy każdego dnia ubierasz się zgodnie z obowiązującymi trendami? 
3. Bez jakiej potrawy nie mogłabyś żyć, będąc na diecie?
4. Czy masz w domu jakieś zwierzę?
5. Co zrobiłabyś, gdybyś zgubiła się samotnie w ciemnym lesie?
6. Jak często uprawiasz sport?
7. Czy lubisz święta (Wielkanoc, Boże Narodzenie)?
8. Jaki był najwspanialszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałaś?
9. Jakich cech nie znosisz u innych ludzi?
10. Co w sobie lubisz?
11. Co chciałabyś zrobić, ale nie masz na to odwagi?


Taguję (mniej osób niż powinnam, ale niemalże wszystkie blogi które odwiedzam są już otagowane):
http://zaminimalna.blogspot.com/
http://mademoiselle-zu.blogspot.com/
http://zakreconyswiatwery.blogspot.com/
http://smyrgotka.blogspot.com/
http://nataliawabich.blogspot.com/


Pozdrawiam :)

piątek, 27 kwietnia 2012

Recenzja: podkład rozświetlający Lancome, Teint Miracle

Korzystając z nieco lepszego samopoczucia po powrocie z mojego ostatniego zakończenia roku szkolnego (podczas którego byłam świadkiem, jak malutka gimnazjalistka padła jak kłoda na twarz w środku apelu z powodu duchoty na sali gimnastycznej, a kolejnych 5 albo 6 osób ze mną na czele musiało wyjść z podobnej przyczyny i przesiedzieć imprezę na chłodnym korytarzu) ze świadectwem i tygodniem wolnego przed rozpoczęciem matur, zdecydowałam się dodać moją pierwszą recenzję na tym blogu.

Jako pierwszy pod lupę wezmę podkład rozświetlający Lancome o nazwie pięknej nazwie Teint Miracle.



Podkładu używam od pół roku. Dostałam go w prezencie urodzinowym od mojej macochy, która jest nim zachwycona.

Co mówi producent:
Podkład Teint Miracle - kreator naturalnego światła - efekt naturalnej, perfekcyjnej cery. Technologia AURA-INSIDE dla odtworzenia i zintensyfikowania naturalnej świetlistości. Naukowcy marki Lancome zdefiniowali istotę naturalnego światła, które sprawia,że każda cera emanuje zdrowym blaskiem. 10 razy mniej pudrowych substancji wypełniających (niż klasyczny podkład Lancome) wysoka koncentracja wody. Skóra staje się ujednolicona i wygładzona. Efekt nawilżenia 18h, 12-godzinny efekt makijażu (samoocena 112 kobiet). Przeznaczony dla każdego rodzaju skóry, nawet wrażliwej. Nietłusty. Nie powoduje powstawania zaskórników. SPF 15.

Cena:
180 zł / 30 ml - stosunkowo drogo, jednak standardowo jeśli chodzi o kosmetyki Lancome.

Opakowanie:
Bardzo elegancka, przezroczysta buteleczka z pompką. Niestety nie nadaje się do noszenia w kosmetyczce, ponieważ buteleczka mimo małej pojemności jest wysoka i dość masywna. Za to dobrze prezentuje się na półce w łazience ;) Butelka nie niszczy się, przetrwała bez szwanku nawet upadek ze sporej wysokości.

Konsystencja:
Podkład jest dość rzadki, bardzo dobrze się rozprowadza - ja używam do tego palców. Nie tworzy smug i w zasadzie nie da się nałożyć go za dużo, więc to dobry wybór dla początkujących.



Wydajność:
Nie jest zbyt wydajny. Do pokrycia całej twarzy potrzebuję 5-6 naciśnięć pompką. 

Krycie:
Całkiem porządne. Podkład kryje przebarwienia i zaczerwienienia na skórze, jednak nie tworzy efektu maski. Nie radzi sobie z większymi wykwitami skórnymi. Raczej dla dziewczyn o niezbyt problemowej cerze.



Wytrzymałość:
Podkład trzyma się na skórze cały dzień. Nie spływa, nie roluje się. Minus jest taki, że przy mojej cerze mieszanej już po ok. godzinie od nałożenia przestaje rozświetlać, a zaczyna się nieestetycznie świecić. Częste poprawki obowiązkowe. Po jakimś czasie niestety mam uczucie "ciężkiej" twarzy i marzę o tym, żeby go z siebie zmyć.

Podsumowując - dobry podkład dla dziewczyn i kobiet, które liczą przede wszystkim na wyrównanie kolorytu skóry i ochronę przed słońcem. Delikatne krycie i efekt rozświetlenia spodoba się tym, które nie mają problemów z wypryskami i nadmierną produkcją sebum. Utrzymuje się długo, ale nie polecam go na długie wyjścia ze względu na szybki efekt przeciążenia skóry. Nie nadaje się w "warunki polowe".

Moja ocena:
6 / 10

wtorek, 24 kwietnia 2012

Tropikalnie - konkursowo

Szybciutko przed wyjściem do szkoły przedstawiam nowy makijaż, wykonany na konkurs u Makeupdream :)

Temat konkursu: tropikalny make up. Dłuższą chwilę zajęło mi wyobrażanie sobie tropikalnego klimatu i myślę, że zdołałam oddać swoje skojarzenia na ten temat. Miłego oglądania!



środa, 18 kwietnia 2012

Pierwsze próby ze Sleekiem

Ponieważ z łóżka powinno się wstawać prawą nogą, prawdopodobnie i pisanie bloga powinno się zaczynać od miłych i pozytywnych informacji. Moja jest bardzo pozytywna - zakochałam się!

Moją miłością jest od kilku dni firma Sleek. Być może kiedyś dodam tu moją własną recenzję, jednak na razie chciałabym pokazać Wam - tak na "dzień dobry" - mój pierwszy wykonany nią makijaż. Miłego oglądania :)


Jeśli macie ochotę, dodawajcie mnie do obserwowanych blogów i zostawcie po sobie ślad. Na pewno będę Was odwiedzać ;)

Pozdrawiam!